Mgła za oknem, mgła w myślach

Rano świat zniknął. Zasnuła go mgła — gęsta, mleczna, cicha. Drzewa straciły kontury, domy rozpłynęły się jak wspomnienia. Nawet dźwięki brzmią dziś inaczej, jakby ktoś przykrył ziemię grubym, miękkim kocem. Lubię ten stan zawieszenia. Nie trzeba się spieszyć, nie trzeba nic udowadniać. Można po prostu być. Patrzeć, jak świat chowa się za woalem i jak wszystko — nawet myśli — zwalnia.

Mgła zawsze miała w sobie coś symbolicznego. Kiedyś myślałam, że to tylko pogoda. Dziś wiem, że to też stan duszy.
Bo bywają dni, kiedy w głowie robi się tak samo gęsto jak za oknem.
Trudno wtedy coś zobaczyć wyraźnie. Trudno podjąć decyzję, zaplanować, działać. Ale może właśnie o to chodzi — żeby nie działać przez chwilę. Żeby dać sobie prawo do zatrzymania.

Nie zawsze trzeba wszystko wiedzieć, rozumieć, mieć jasno przed sobą.
Czasem warto po prostu zaufać, że za tą mgłą coś jednak jest — nawet jeśli tego jeszcze nie widać.

Kiedy siedzę przy oknie z kubkiem herbaty, patrzę, jak powoli znika sąsiedni blok, drzewa, niebo. I myślę, że tak właśnie wygląda życie – czasem nic nie widać, ale ono się toczy. Cicho, spokojnie, własnym rytmem.

Mgła uczy pokory.
Uczy cierpliwości.
I przypomina, że nie wszystko musi być ostre, wyraźne, zaplanowane.

Bo w tej miękkości, w tej niepewności, też można znaleźć spokój. Może nawet większy niż w słońcu.

Więc dziś nie będę robić nic.
Nie posprzątam, nie zaplanuję, nie nadrobię zaległości.
Pozwolę sobie na mgłę — za oknem i w myślach.

Bo czasem to, co najpotrzebniejsze, dzieje się właśnie wtedy, gdy przestajemy się starać.

Komentarze