Pomroki – kiedy mrok mówi więcej niż światło

Czasem książki przychodzą do nas w odpowiednim momencie. Tak było z Pomrokami Mariusza Kaniosa. Nie czytałam – bo na czytanie w papierze zwyczajnie brakuje mi ostatnio dnia – tylko słuchałam. I dobrze, bo głos Filipa Kosiora dodaje tej historii jeszcze większej głębi. On potrafi tak opowiadać, że nawet najciemniejsze strony stają się jeszcze bardziej realne.

Pomroki to nie jest lekka opowieść na poprawę humoru. To wejście w mrok – w ludzkie słabości, w to, co chowa się w zakamarkach duszy i umysłu. Nie da się jej słuchać „w tle”, bo zaraz coś wciąga, zatrzymuje i każe myśleć. A może właśnie o to chodzi w dobrej literaturze – żeby nie była tylko rozrywką, ale zostawiała echo w środku?

Słuchając, miałam poczucie, że ten mrok nie jest tylko literacką fikcją. Każdy z nas nosi w sobie jakieś cienie. Kanios o tym przypomina, ale nie zostawia czytelnika samego w ciemności – między wierszami tli się światło, że człowiek wciąż może wybierać.

Może właśnie dlatego tak mnie ta książka poruszyła. Bo oprócz kryminału, zagadki i zbrodni, to też lustro – takie, w które nie zawsze mamy odwagę spojrzeć. 

Komentarze