Jak przestałam myśleć za dużo (i zaczęłam pisać)
Zdarza Ci się mieć wrażenie, że Twoje myśli to stado wróbli po kawie? U mnie często tak. I wtedy zamiast je gonić - siadam, biorę długopis i pozwalam im same odlecieć… na papier. Nie, nie nazywam tego „pisemną medytacją” (brzmi zbyt jak z poradnika o świadomym oddychaniu). To raczej moja domowa metoda na to, żeby nie zwariować od nadmiaru wszystkiego. Kiedy piszę, świat zwalnia. Przestaję analizować, co było i co będzie. Jest tylko ja, kartka i kilka myśli, które wreszcie dają się złapać.
Jeśli chcesz spróbować, oto kilka moich nieświętych zasad pisanej ciszy:
Z czasem zauważysz, że takie krótkie sesje z długopisem działają jak odkurzacz dla głowy. Niby nic wielkiego, a jednak człowiek wraca do życia spokojniejszy. Więc jeśli dziś czujesz się jak otwarta zakładka z tysiącem myśli - spróbuj. Może się okazać, że cisza też potrafi mieć Twoje pismo.

Komentarze
Prześlij komentarz
Pozostaw po sobie ślad :) Będę wdzięczna :)