Nieboskłon — więcej niż tylko kryminał
Zdarza się, że czytasz książkę, która nie pozwala Ci spać spokojnie - nie z powodu koszmarów, ale dlatego, że nie odchodzą pytania, które w niej wyłapujesz. Nieboskłon właśnie taka jest. To świat, w którym zło nie przychodzi tylko zza rogu - ono mieszka obok nas, w niedopowiedzeniach, w cieniu budynków, w pustce między ludźmi. To nie jest opowieść, po której czujesz ulgę, że to fikcja - to raczej przypomnienie, że granice empatii i sprawiedliwości bywają bardzo cienkie.
Trochę się drżałam na myśl, ile ludzkiego cierpienia może kroczyć obok niewinności - ile razy przeoczymy, ile razy uznamy, że coś “pewnie tak było” albo “to nie moja sprawa”. A Kanios zmusza, by nie odwracać wzroku.
Stróż, prokurator, który zdaje się ciągle balansować między gniewem a współczuciem - to bohater, który pokazuje, że człowiek w roli oskarżyciela też może być pełen wątpliwości. I w tym jest pięknie bolesne, że nawet jeśli wiemy, co jest dobre - czasami droga do tego, by je zrobić - jest rozmyta, stopiona z przeszłością, uprzedzeniami, lękiem.
Co zostaje po przeczytaniu? Uczucie niepokoju. Tego, że świat wokół może być mniej bezpieczny, niż byśmy chcieli wierzyć. Pragnienie, by więcej widzieć, bardziej słuchać. I że czasem nie wystarczy, że widzisz - żeby być odpowiedzialnym.
Jeśli szukasz kryminału, który nie da Ci spokoju - Nieboskłon jest na to gotów.