Metamorfoza komódki
Komódka miała iść na przemiał - ale strasznie mi się jej zrobiło żal. Myślałam o niej bardzo ciepło, współczułam nieuchronnie zbliżającej się zagłady i postanowiłam dać jej nowe życie :) Musiała jednak odczekać w długiej kolejce, aż w końcu przyszedł na nią czas. Nie było łatwo, ale dałam radę :) Oto historia pewnej komódki :)
Komódka stała na półce u Mani. Dostała ją na I Komunię Świętą w prezencie dobre dziewięć lat temu. Niestety czasy świetności bardzo szybko miała za sobą. Poodrapywana, wielokrotnie sponiewierana, przestawiana z kąta w kąt, w końcu razem z innymi gratami została odstawiona do wyrzucenia. Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że udało mi się ją przechwycić. Od razu wiedziałam, że jej miejsce jest na kominku, idealne, jak dla niej stworzone - ale nie może być biała - absolutnie. Nieeee, przepraszam, ona już dawno nie była biała :)
Pierwszy krok w pracy nad metamorfozą komódki to oczywiście szlifowanie, które kosztowało mnie tyle nerwów, że trwało tydzień. Cała pracownia i moja skromna osoba byłyśmy totalnie "opylone" :)
Drugi krok to pomalowanie białą farbą podkładową i suszenie. Obkleiłam miejsca, na których chciałam przykleić serwetki, a pozostałe pomalowałam na ciemny brąz.
Teraz to dopiero zaczął się koszmar :) szufladki poszły gładko, ale przyklejenie serwetek na ścianki to horror :) Nie jest idealnie, ale przecież nie oto chodzi :) Lakierowanie, szlifowanie, lakierowanie, szlifowanie i już sama się pogubiłam ile to było razy :)
Komódka gotowa, stanęła na kominku i znalazły w niej schronienie zegarki. Tak, tak Kochani, kiedyś miałam manię kupowania zegarków i mam już prawie wszystkie kolory :) Codziennie inny w zależności i oczywiście pasujący do kreacji :) I taka oto krótka historia małej komódki :)
Swietny pomysł , no i pięknie wyszło:))
OdpowiedzUsuńwyszło Ci coś pięknego :)
OdpowiedzUsuńzazdroszczę Ci talentu, kochana :)
Fajnie wyszło. Ty to masz do tego klejenia cierliwość.
OdpowiedzUsuń